Z foliarzy się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie
„Wiedzieć i nie wiedzieć, mieć poczucie absolutnej prawdomówności, a jednocześnie wygłaszać umiejętnie skonstruowane kłamstwa; wyznawać równocześnie dwa zupełnie sprzeczne poglądy na dany temat, i mimo świadomości, że się wzajemnie wykluczają, wierzyć w oba; używać logiki przeciwko logice; […] zapominać wszystko, czego nie należy wiedzieć, po czym przypominać sobie, kiedy staje się potrzebne, a następnie znów szybko wymazywać z pamięci”.
Foliarz kto to taki
Teraz sami foliarze. Zwani też płaskoziemcami lub/i antyszczepionkowcami. To następna manipulacja, tym razem na poziomie języka. Pojęcia te powstały znacznie wcześniej, ale do grona tak opisywanego wrzucono wszelkich wątpiących w oficjalny przekaz kowidowy. Bo grono to ma mieć określenie pejoratywne, w dodatku guślarskie i głupawe. Co mają bowiem wspólnego ludzie, którzy mają nosić foliowe czapeczki, by uchronić się od promieniowania kosmicznego z ludźmi, którzy uważają, że system teleporad zabija ludzi? Co mają wspólnego ludzie wierzący, że ziemia jest płaska i wspiera się na żółwiach (ilość żółwi wciąż jest dyskutowana), z tymi, którzy uważają, że szczepienie na skalę światową preparatem najgorzej przebadanym w ludzkości to dla niej wielkie zagrożenie? Co mają wspólnego ludzie przeciwni szczepionkom z tymi, którzy się zaszczepili wszystkim szczepionkami obowiązkowymi, a nie chcą zaszczepić się nieobowiązkowym preparatem? Nic. Ale tu chodzi o to, by stygmatyzować WSZELKI opór przeciwko głównemu nurtowi farmaceutyczno-sanitarystycznemu i będziesz antyszczepionkowcem nawet jeśli masz opuszczoną maskę poniżej nosa. Szlus. Tyle nasza niszowa grupa, do której należy… około 50% społeczeństwa. Ładne, co?
Ale my tu do rzeczy. Czyli co mówili koronarealiści (tak tu będziemy o nich mówić) od początku, z czego się śmiano i na co wyszło? Będzie to trudne, jak zwykle, kiedy człowiek staje przed lustrem własnych uprzedzeń i głupoty i widzi, że dał się nabrać. A więc wypiera. Tu tak łatwo nie pójdzie, bo będziemy się posługiwać faktami. Zaczynamy z grubej rury.
Pierwsze szaleństwa płaskoziemców
Były wieszczenia o „znaku bestii” z Apokalipsy. No, wyśmiewane, jak klaun w cyrku. Że niby wariaci, że Apokalipsa, tiaaa… Wcale tego nie będzie, nie ma szans, dobra-dobra, jeźdźcy Apokalipsy, smoki i te rzeczy. No to proszę. Po pierwsze mój artykuł o „znamieniu G” z całą analizą. W tej chwili ludzie chodzą z pieczątkami. A teraz mają wejść i opaski. Oczywiście… w Niemczech, co budzi niezdrowe skojarzenia. Zresztą wystąpili o to podobno sami przedsiębiorcy, nawet przyozdabiając swoje witryny w napisy Nur fur geimpf. W sumie to racja, bo to przecież „ułatwi proces sprawdzania paszportów”. No tak, kiedyś, przed opaskami z gwiazdą Dawida, pewnie też były takie kłopoty, bo jak sprawdzić czy Żyd? No i co, kto miał rację? A że to niemieckie pomysły? Proszę: o to jądro polskości, czyli PiS, posłanka Anna Milczanowska poparła pomysł opasek kowidowych.
Było też o czipowaniu ludzkości, no też beka, pamiętacie? Gdzież nam do takich posunięć? To tylko może się zrodzić w durnej foliarskiej głowie. W połowie wpisów na fejsie z relacjami z własnych zaszczepień reportaż uczestniczący kończył się odwołaniem do bzdur, że taki Bil Gates to mnie właśnie zaczipował i mam się dobrze. A wiec proszę – Bill Gates sam się podłożył, z czego się później tłumaczył na różne sposoby, swoją ideą „cyfrowego poświadczenia”, czy „kwantowej kropki”. Ale dajmy spokój temu Bilu: w Szwecji prezentacja chipa podskórnego, do identyfikacji kodu QR, aplikowanego strzykawką. Tu sublimacja innych technik: właśnie FDA zatwierdziła pierwszą pigułkę monitorującą czy pacjent przyjął lekarstwo. A czemu nie szczepionkę? Jak się założy, że sanitaryzm przede wszystkim, to wtedy metody są dowolne, może być pod skórę, może być do ust. Ważny jest efekt, a jak się zgadzamy na prymat sanitaryzmu, to cała reszta staje się wyłącznie technikaliami. Zresztą to wygodne, nawet dla… delikwenta. Bo to trzeba trzymać ten QR na komórce, albo nie daj Boże wydrukowany, a tak zawsze się ma przy sobie i można okazać komu trzeba.
Bzdury o totalnej inwigilacji
Szury prorokowały, że cię będą inwigilować na wszelkie sposoby. Wariaci. Jak? Gdzie, w czasach totalnej wolności? Okazało się, że śledzenie chorych i zakażonych, które miało pomagać w powstrzymywaniu transmisji wirusa szybko stało się metodą śledzenie społecznych zachowań, wraz z ich punktowaniem. Przodują tu Chińczycy, teraz jak jesteś społecznie niegrzeczny na za mało punktów, to nie kupisz biletu na pociąg. Zachód z ciekawością przygląda się tym osiągnięciom i już importuje takie rozwiązania, na razie, jak u Chinoli, w celach epidemicznych, ale później to się zobaczy. Wystarczy, że będziemy wiedzieli kto się zaszczepił a kto nie i kto blisko kogo siedzi. Niemożliwe? Proszę bardzo, australijska aplikacja pokaże ci, na podstawie twego, skonstruowanego przez sztuczną inteligencję, profilu sanitarnego, do jakich miejsc masz wstęp i na jak długo. I co, szury się skompromitowały czy miały rację?
(Co do sztucznej inteligencji to ja wiedziałem – Lema się czytało -, że jej masowe wprowadzenie będzie służyło przede wszystkim do kontrolowania społeczeństwa, które tej naturalnej inteligencji samo się pozbyło).
Granicznym poziomem odjazdu płaskoziemców było wieszczenie o zamykaniu kowidowoopornych w specjalnych obozach koncentracyjnych. Toż to była beka, jakie obozy, jakie zamykanie? Proszę bardzo. Australia pobudowała już takie przybytki, w Polsce powstaje już jeden – w Gdyni. No i wieszczyli ci wariaci, że do takich obozów będą ludzi wyciągać z domu za uszy specjalne oddziały siepaczy, nosz beka z wariata. Tak? Właśnie w Australii wojsko jest przysposabiane do takich działań, W Austrii właśnie trwa nabór ochotników do specjalnych oddziałów sanitarnych odpowiedzialnych za wyłapywanie osób odmawiających poddaniu się (dobrowolnym podobno) szczepieniom. W Wielkiej Brytanii mobilne oddziały odwiedzą niezaszczepionych w domu i nakłonią do szczepień. Na progu.
Będziesz biedny, chory i głodny
No i że pozbawią cię kasy, mówili. No jak, gdzie? Jak? Przez skarbówkę. Gdzie? W Grecji. Niezaszczepionym odciągać będą 100 euro miesięcznie z pensji. Niepracującym – mandat na tyle samo za nieszczepienie. W razie kowidowej niewypłacalności – licytacja majątku. No i że nie będą leczyć. To, że się cały czas rozmawia o zwiększeniu składki nieszczepionym albo wywaleniu ich ze szpitali, bo sami sobie winni, to pikuś, skoro do tego przyłącza się aprobująco coraz więcej totalistów-sanitarystów wśród postrachanych cywilów. Teraz mamy np. przepis w Queensland w Australii, że do przeszczepów nerek czy serca kwalifikowani są pacjenci tylko po dwóch i więcej dawkach zaszczepienia. A co, niech mają za swoje.
I bredzili, że głód będzie. Jaki głód? Jak ktoś nie wierzy, to zapraszamy na targ do Mediolanu. Tam na resztki z targu czekają ludzie pozbawieni pracy z powodu niezaszczepienia. To, że bez szczepienia nie kupisz butów, bo to przecież nie jest towar pierwszej potrzeby, to już normalka, nawet u nas (dodajmy teoretyczna, bo Polacy zlewają takie przepisy). A więc, na razie, jedzenie jeszcze kupisz. Ale powoli, powoli. Zaraz w telewizji pokaże się paniusia, która powie, że przecież te śmiertelne nieszczepy to tak samo mogą zakazić (jak?) zaszczepionych w spożywczaku, jak i w sklepie z odzieżą a więc wszystkich won. Wtedy co, na targ, jak Włosi, żebrać? Czy wystawać pod warzywniakiem na resztki rzucone przez czułych zaszczepionych?
No i mówili, że zaszczepią tylko szarą masę ludzką, bo to dla niej przygotowane, sami zaś będą się izolować od szczepień jako szkodliwych dla nich samych. Współzałożyciel BioNTech, Ugur Sahin, potwierdza, że nie zaszczepił się ponieważ nie może tego zrobić z „powodów prawnych”, które zobowiązują go do zapewnienia z jego strony zachowania ciągłości pracy firmy… To jest ciekawa koncepcja, ja natychmiast poproszę Krystynę, by sprokurowała dla mnie umowę, która zabrania mi szczepienia ze względu na „zapewnienie ciągłości pracy” i będę się na nią powoływał w przypadku ataków systemowego sanitaryzmu. Z drugiej strony – to ciekawe jak fakt zaszczepienia mógłby szkodliwie wpłynąć na ciągłość pracy? Myślę, że nie tylko ja jestem ciekaw szczegółów.
Przodownicy i obrońcy praw człowieka
Jeszcze dwie sprawy. Po pierwsze całe pakiety działań, które są de facto realizacją przepowiedni foliarzy na skalę państwową. Przoduje Australia, jako kraj najdalej idącego eksperymentu. W dodatku te „zestawy” są od czapy. Foliarze mówili, że będzie dochodzić do sytuacji paranoidalnych. Otóż np. w takiej Austrii trzeba nosić maseczki we własnym domu, w Norwegii jest zakaz podawania alkoholu w restauracjach i hotelach z powodu koronawirusa (argumentacja może być zastanawiająca, jak się do niej da dotrzeć), w Wielkiej Brytanii wprowadza się nakaz sprawdzania paszportów kowidowych w pubach tanecznych, ale po 1.00 w nocy, bo wcześniej wirus śpi (i co, śpi w dzień, wstaje po pierwszej?). We Włoszech nie można tańczyć, chyba, że siedząc pupą na krześle, w związku z tym powstają całe szkoły tańca z przywiązanymi krzesłami do siedzeń. Sztuka podobno trudna, ale lekka w oglądaniu. Śmieszne to? Ja wiem? To raczej śmiech przez łzy jak to daleko daliśmy się zagonić w tej paranoi.
Druga sprawa, to gdzie są ci wszyscy obrońcy praw człowieka? Przed kowidem to była sprawiedliwość co do milimetra. Jak cię wzięto za kogoś kto uprawia lub choćby propaguje jakieś ograniczenie wolności to wylatywał taki ktoś w krąg ostracyzmu, czasem penalizacji. Ba, nawet chroniono cię, przymusem, przed próbami ograniczenia wolności własnej. Dziś ci sami ludzie są, wręcz co do jednego, po stronie sanitarystycznych ultrasów. Co dowodzi, że tam, pod tymi wolnościowymi zaśpiewami kryła się wciąż ta sama czerwona i totalitarna dusza. I kopytko zamordyzmu w pandemii szybko zaczęło wystawać spod płaszcza udawanego liberalizmu. Koronawirus zweryfikował tych wszystkich ombudsmanów, aktywistów walki o równość i prawa człowieka. W czasach, których pozbawiono gros ludzi ich podstawowego prawa, prawa do opieki zdrowotnej, nikt się nie ujął za nimi. Wszyscy oddali bez jednego strzału osobniczą wolność za realizację stadnych strachów sanitarnych kolektywistów.
A foliarze? No cóż, najtrudniej być prorokiem we własnym kraju. A jak ten kraj to cały świat, to płaskoziemcy mają przerąbane. Ale to wcale nie znaczy, że większość z ich przepowiedni się nie ziści. Świat, który tego nie chce, będzie wrzucał wszystko do jednego wora, tak, by te prawdopodobne tezy pobrudziły się w tym worze z tymi odjazdowymi. By przylepiać wszystkim oponentom stygmat oszołomstwa. By nie wiedzieć, że idzie zagłada. Czyli nie reagować na jej symptomy. By bawić się do końca, tak jak na niedawnym filmie, który niby jest o katastrofie kosmicznej, a tak naprawdę – o dzisiejszych czasach. Tak, obejrzyjcie „Nie patrz w górę”, bo jego przesłanie można poznać po tym, że atakują go jako słaby i schematyczny ci, którzy żyją z beki na foliarzy.
Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”.